niedziela, 30 marca 2014

Joanna Bator, Japoński wachlarz. Powroty.



Dzisiaj książka wprawdzie nienajnowsza, ale nie mogę się powstrzymać, by nie napisać o niej kilku słów i, jednocześnie, przyznać się do poważnej czytelniczej pomyłki.

Moją znajomość z Joanną Bator można zaliczyć do tych z gatunku Dumy i uprzedzenia - bardzo złe początki i happy end. Początek to w tym wypadku Chmurdalia, którą, wstyd się przyznać, porzuciłam niedoczytawszy nawet do połowy. Od tamtej pory głosiłam, że to musi być raczej miałkie pisarstwo, skoro nie przebrnęłam, a zwykle walczę ze sobą, by jednak ukończyć każdą, nawet słabą książkę. Chmurdalia mnie znudziła, za nic nie mogłam się wciągnąć w lekturę, wspominam te kilkadziesiąt stron jako drogę przez mękę. Zdziwiłam się więc niepomiernie, gdy Bator dostała Nike za Ciemno, prawie noc, zwłaszcza, że wiele osób, które cenię za ich literacki gust powątpiewało w zasadność przyznania tej nagrody i głośno wyrażało swoje niezadowolenie. Uznałam więc Bator za kolejny casus Masłowskiej: albo się ją kocha, albo nie i tyle. A ja nie kochałam i, znowu muszę uderzyć się w piersi, nie próbowałam nawet sięgnąć po Ciemno, prawie noc.

Potem, na fali nieujarzmionej japoniofilii, sięgnęłam po nowe wydanie Japońskiego wachlarza z podtytułem Powroty. I wpadłam. Wpadłam na całego, po czubek głowy i nie było mnie przez tydzień z okładem. Co za język! Płynny, melodyczny, z wyraźną nutą nostalgii, lekki, zabawny, tęskny i wzruszający. Mogę mnożyć przymiotniki w nieskończoność. To nie jest powieść, nie ma tu fabuły, która mogłaby mnie wciągnąć, nie jest to też reportaż z podróży czy opowieść o innej kulturze. Jest tylko płynąca gładko opowieść o pewnych doświadczeniach, fragmenty pocztówek złożonych ze słów, wspomnień, relacji. Opowieść ułożona według niejasnego klucza: poszczególne, krótkie rozdziały nie są ułożone chronologicznie, trudno też mówić o wyraźnym podziale tematycznym. Fragmenty łączą się w całość raczej za pomocą skojarzeń, a każdy kolejny esej to mieszanka wspomnień, opowieści spotkanych ludzi, przemyśleń autorki i wiedzy historycznej.

Bator wyraźnie zaznacza, z jakiej pozycji pisze, nie ukrywa swojego subiektywnego spojrzenia. Obiektywizm to przereklamowana reporterska utopia – lepiej jest zdawać sobie sprawę z własnej inności, zaakceptować ją, a następnie otworzyć się na Innego – taka myśl zdaje się przyświecać Joannie Bator i jest to podejście w mojej opinii doskonałe. Bator nie chce pisać o wszystkim, wybiera elementy, które z różnych powodów są dla niej najciekawsze, lub zrobiły na niej największe wrażenie. Już sam wybór tematów jest subiektywny, znaczna ich część dotyczy kobiet i ich udziału w kulturze japońskiej. Bator nie ukrywa, że mówi ze swojego punktu widzenia, chętnie przemyca swoje poglądy i przemyślenia, pozostając jednocześnie niezwykle uwrażliwiona na kulturowe niuanse.

Japoński wachlarz to nie laurka wystawiona Japonii, zapis zachwytów ani też gabinet osobliwości. Autorka - gaijinka – czyli obca, pisze o rzeczach, które ją w Japonii fascynują, dziwią i szokują, pisze o tym, co piękne i egzotyczne, ale i o tym, co jest jej zupełnie obce, co nieomal przyprawia o mdłości. Jej analizy są zawsze wnikliwe, wielostronne, jakby starała się dotrzeć do źródła tego, co właśnie opisuje. Jak sama pisze, musi „ruszyć w dżunglę znaków, robić notatki, pisać i kreślić, szukać drogi.” Właśnie to szukanie drogi jest w tej książce kluczowe. Bator chce zagubić się w labiryncie tokijskich uliczek, obcych znaków, w labiryncie opowieści poznanych ludzi. Jest otwarta na wszystko, co poznaje, stara się nie tylko „obejrzeć” inną kulturę, powierzchownie, jak turysta na wycieczce objazdowej, który z aparatem w ręku biegnie od jednego zabytku do drugiego, ale przede wszystkim – zrozumieć ją. A przynajmniej podjąć próbę zrozumienia. Nie wydaje wyroków, nie ocenia, pozwala Japonii być niezrozumiałą, nieprzejrzystą, obcą. Być może odarta ze swej dziwności, z tego, co niepojęte – Japonia przestałaby fascynować?

Japoński wachlarz to także językowa perełka. Styl Bator jest po prostu piękny. Czarujący i lekki, wciąga od pierwszych zdań. Jest w nim jakiś tajemniczy rytm, jakby słowa układały się w takt urzekającej melodii. Opowieść płynie, a Joanna Bator, jak bajarz, prowadzi czytelnika przez meandry japońskiej kultury, uchylając przed nim na chwilę zasłonę skrywającą to, co tajemnicze i fascynujące. Jest pośrednikiem między dwiema kulturami, tłumaczy, wyjaśnia, ale przede wszystkim – rysuje niezwykłą panoramę. I nawet ci, którzy nigdy nie interesowali się Japonią, zostaną wciągnięci w ten świat za pośrednictwem językowej urody Japońskiego wachlarza.

A ja oczywiście biegnę teraz przeczytać Ciemno, prawie noc.

2 komentarze :

  1. Czytałam "Japoński wachlarz" (bez podtytułu: Powroty). Rozumiem, że to ta sama książka, tylko uzupełniona?

    PS. Prosiłaś o notkę na temat książki "Tatami kontra krzesła" - oto jest! http://tanayahczyta.wordpress.com/2014/04/03/tatami-kontra-krzesla-r-tomanski/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to ta sama książka. Różnice są kosmetyczne, ot, kilka krótkich notek, oznaczonych jako post scriptum.

    OdpowiedzUsuń