wtorek, 11 marca 2014

Tahar Ben Jelloun, Dziecko piasku

Bez wątpienia największe rozczarowanie ostatnich miesięcy.

Problem z tą powieścią polega na tym, że zawiera się w niej tak wiele różnych wątków, że w rezultacie niczego nie traktujemy poważnie. Jest to historia opowieści o Ahmedzie – kobiecie, która z woli ojca została wychowana na mężczyznę. Choć tym, którzy żyją w Polsce mogłoby się wydawać, że gender to temat nowy i kontrowersyjny, świat zachodni przerobił tę lekcję kilkadziesiąt lat temu. Kwestia płci kulturowej w literaturze to także temat nienowy, a zagadnienia androgynii poruszała w niezwykle współczesny sposób między innymi Virginia Woolf. Role społeczne i ich kształtowanie się w zależności od płci kulturowej są dość dobrze omówione nie tylko przez teoretyków spod znaku gender czy feminizujące pisarki i posiadają w literaturze dość pokaźną reprezentację. Dziecko piasku właściwie trudno określić inaczej niż „kolejny głos w niekończącej się dyskusji”, przy czym powieść ta do tematu gender nie wnosi właściwie nic nowego, powtarzając w kółko te same frazesy. Los kobiet jest ciężki, więc udawanie mężczyzny powinno, przynajmniej w teorii, być swego rodzaju wyzwoleniem, ale natura daje o sobie znać i nasza bohaterka-bohater cierpi z powodu niezgodności płci kulturowej z płcią biologiczną. Wszystko okraszone jest sporą dawką oczywistości pod tytułem „jak mogę zrezygnować z bycia mężczyzną, jeśli oznacza to zamknięcie w domu”. To oczywiście temat wciąż ciekawy, tu jednak przedstawiony jest tak powierzchownie, że wypadałoby jedynie zamknąć książkę i wrócić do Orlando wspomnianej na początku Virginii Woolf.

Może należałoby zatem zanalizować Dziecko piasku od innej strony: problemu narracji i wiarygodności narratora. W powieści narratorów jest kilku i znakomitą większość z nich możemy podejrzewać o to, że z pierwotną opowieścią mają niewiele wspólnego i najzwyczajniej w świecie zmyślają dalsze losy bohaterki. To także nie jest, oczywiście, pomysł nowy, ale wciąż wart eksplorowania. Znowu jednak, jak w przypadku zagadnień związanych z płcią, coś, co mogło stanowić o wyjątkowości książki, raczej nudzi niż porusza. Co zawiodło w tym przypadku? Może to wina samej historii?

W jednym z opisów książki przeczytałam, że nad powieścią unosi się duch Borgesa. To między innymi to stwierdzenie zachęciło mnie, wielbicielkę autora słynnej Biblioteki Babel, do sięgnięcia po tę pozycję. I z przykrością muszę stwierdzić, że nie zauważyłam w Dziecku piasku ani grama Borgesa, może poza tytułowym piaskiem (kto czytał Jorge Luisa, ten wie, o czym piszę). A więc Borges także okazuje się mylnym tropem.

Może w swoim rozczarowaniu robię się zbyt krytyczna, powieść przecież nie musi koniecznie o czymś mówić, mniej czy bardziej doniosłym. Ale Dziecko pustyni bardzo nachalnie narzuca się z pewnymi sposobami odczytania, które niestety niezbyt się sprawdzają. To nie jest książka zła, czyta się ją nieźle, jest w niej parę ciekawych fragmentów i pewien senno-pustynny klimat, który niezmiernie mnie pociąga. Jednak z każdą kolejną stroną mój entuzjazm malał i z przykrością muszę stwierdzić, że książka, która zapowiadała się na jedną z lepszych, jakie ostatnie czytałam, okazała się co najwyżej niezła. A zatem naciągane 6/10, za dobry tytuł.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz