wtorek, 11 marca 2014

Judith Schalansky, Atlas wysp odległych

         Podtytuł tej książki brzmi „Pięćdziesiąt wysp, na których nigdy nie byłam i nigdy nie będę”. I właśnie to krótkie zdanie najlepiej oddaje cel tego pół-atlasu, pół-powieści. Owszem, są tu mapy, piękne, działające na wyobraźnię. Ale ta książka nie jest tylko atlasem czy przewodnikiem, jest także zbiorem baśni, legend i opowieści z odległych, niedostępnych krain. Jest pasją odkrywcy, który zamiast zwiedzać świat z plecakiem, podróżuje palcem po mapie, zachłystując się niedostępną wspaniałością nieznanych lądów. Właśnie ta niedostępność, świadomość istnienia ograniczeń, świadomość odległości decyduje o tym, jak niezwykłe i egzotyczne wydają się opisywane wyspy. Autorka odsłania przed czytelnikiem fragmenty, pokazuje, jakby przez dziurkę od klucza, zarys nieznanego, które i dla niej pozostaje obce. To nie są relacje z miejsc poznanych, ale opowieści z drugiej ręki, zasłyszane od innych, przeczytane, odnalezione. Autorka deklaruje, że nie zamierza odwiedzać opisywanych przez siebie wysp. Czy wtedy straciłyby dla niej swój urok? To, co nieznane, co na poły tajemnicze – fascynuje najbardziej. Obietnica odkrycia staje się w Atlasie wysp odległych bardziej wartościowa niż właściwe odkrycie, poznanie, doświadczenie. To, co obce, musi pozostać obce, bo jego oswojenie oznacza odarcie go z egzotyki, niezwykłości, a tym samym – piękna, które urzekło nas na początku.

Każda wyspa opisana jest według tego samego wzoru: po prawej stronie całostronicowa mapa, po lewej zaś związana z danym miejscem opowieść, czasem prawdziwa, czasem mityczna, ale zawsze doskonale napisana, z pewną, ledwie uchwytną tęsknotą. Narracja jest tu podobna do narracji w baśniach – uwodzi, odkrywa świat i jednocześnie tęskni do tej ulotnej rzeczywistości, którą opisuje. Poza urodą samych opowieści, Atlas wysp odległych jest także pięknym przedmiotem samym w sobie, artefaktem, którego posiadanie jest przyjemnością dorównującą jego czytaniu. Jest to z całą pewnością jedna z najlepiej wydanych książek jakie mam w swojej biblioteczce. Doskonały papier, piękna czcionka, wybrana osobiście przez autorkę, szyta okładka – wszystko to sprawia, że przeglądając atlas, ma się wrażenie obcowania z czymś wyjątkowym. Jakbyśmy naprawdę byli odkrywcami, którzy z zapamiętaniem przeglądają mapy nieodkrytych krain. Właśnie ta oscylacja między atlasem jako źródłem wiedzy, a atlasem jako pięknym przedmiotem, albumem obrazów, stanowi o jego fascynującej naturze. Podobnie rzecz ma się z każdą mapą: jest jednocześnie ozdobą, dziełem sztuki, z drugiej strony natomiast jest pewną opowieścią o świecie. Ja zanurzam się w tej opowieści aż po czubek głowy. Co i wam polecam.

2 komentarze :

  1. Przeczytałam wszystkie Twoje ostatnie notki. Masz lekki styl, który wciąga :) Najbardziej zaintrygowała mnie ta książka - szkoda, że jest dość droga... Ale może trafię kiedyś na promocję. Zapisałam na liście "do przeczytania" :) Będę do Ciebie zaglądać.

    OdpowiedzUsuń