10 lat, które dzieli Japoński wachlarz i Rekina z parku Yoyogi zmieniło nie tylko Japonię, ale i Joannę Bator. Rekin to książka o inaczej rozłożonych akcentach. To już nie zachwyt obcością, odkrywaniem tajemnic obcej kultury, ale raczej punkt, z którego rozpoczyna się namysł nad samym sobą i własną kulturą. Inny staje się lustrem, w którym oglądamy samych siebie.
Rekin w parku Yoyogi
ma zdecydowanie wyraźniejszą konstrukcję: jest podzielony na trzy części:
Niesamowitości, Alegorie i Heterotopie. Dwie
pierwsze części to zbiór esejów, podobnych do tych, które znamy już z Japońskiego wachlarza, trzecia, nieco
nużąca pod koniec, poświęcona jest kulturze otaku (czyli nieomal maniakalnych
fanów anime i mangi) i opanowanej przez nich dzielnicy Akihabara. I choć
niezmiernie podobała mi się niejasna struktura Japońskiego wachlarza, ten porządkujący podział nie umniejsza
przyjemności czytania.
Rekin z parku Yoyogi to
książka zdecydowanie poważniejsza w analizach i wnioskach i smutniejsza w
odbiorze. Echem powraca na kartach tej książki wielkie trzęsienie ziemi i
tsunami z 2011 roku, w których życie straciło ponad 20 tysięcy osób. Ta
największa od czasów wyniszczającej II wojny światowej katastrofa odcisnęła
niezatarte piętno na Japonii, ale jednocześnie ukazała, jak niezwykle silna
jest to kultura. Bator o tym, jak Japończycy radzą sobie z nieszczęściem
pisze z nieukrywanym podziwem, zaznaczając, że to piętno odcisnęło się również
na niej.
Bator kolejny raz tworzy portret współczesnej Japonii,
podlegającej nieustannym zmianom z jednej strony, z drugiej zaś noszącej w
sobie ogromną, nieprzepracowaną traumę, sięgającą Hiroshimy i Nagasaki. Autorka
pozostaje tą samą wnikliwą obserwatorką, próbującą zrozumieć Japonię, ale teraz
nie tylko ogląda ją z zewnątrz, ale jednocześnie próbuje ustalić swoją pozycję
wobec niej. Nie jest już gaijinką (obcą), nie jest także Japonką, a więc swoją,
nie może też przestać porównywać kultury, w której się wychowała i kultury,
którą nabyła mieszkając w Tokio. Ta dwojakość, ambiwalencja istnienia, tworzy w
Rekinie niebywale silne napięcie. Jest
w tej książce zdecydowanie więcej autorki, która nie potrafi już oddzielić
siebie od opisywanego kraju. I właśnie to
sprawia, że Rekin to nie tylko errata do Japońskiego
wachlarza, ale ciąg dalszy, kolejna odsłona zmagań z oswajaniem Japonii.
Noo, mam chrapkę na tę książkę, a Twoja opinia ją tylko zaostrzyła :D
OdpowiedzUsuńPo prześwietnym "Japońskim Wachlarzu", który był odpowiedzią na moją fascynację Krajem Kwitnącej Wiśni sprzed lat, muszę obowiązkowo poznać "Rekina..." :)
OdpowiedzUsuń