Obawiałam się tej książki. Należę do tej grupy ludzi, która ładnych parę lat temu ustawiała się w horrendalnych kolejkach o godzinie 23, by kupić pachnący jeszcze farbą drukarską czwarty tom Harry’ego Pottera. Dorastałam razem z bohaterami tych książek (dobrze, może trochę szybciej od nich). A teraz J.K. Rowling, jakby odpowiadając na zmieniające się potrzeby jej fanów, wydaje powieść dla dorosłych. Czy autorka książek dla dzieci, zwłaszcza tak kultowych, jak przygody czarodzieja-okularnika, jest w stanie napisać dobrą powieść dla dorosłych? J.K. Rowling właśnie w udowodniła, że tak.
Ci, którzy oczekiwali magii w wydaniu dla dorosłych czy
pokrzepiającej historii o przyjaźni w trochę bardziej realistycznym otoczeniu,
srodze się rozczarowali. Harry Potter poszedł w odstawkę, a Rowling wykonała
stylistyczną woltę, tworząc wielopłaszczyznową, ironiczną panoramę
współczesnych mugoli. Mugoli, dodajmy, najgorszego rodzaju, spod znaku rodziny
Dursleyów, odartych w dodatku z jakichkolwiek resztek przyzwoitości, jakich
wymagała powieść dla dzieci. Trafny wybór to korowód bohaterów i historii,
splecionych ze sobą we współczesnym danse macabre. Małe miasteczko Pagford, które z zewnątrz
wydaje się zapewne malownicze i spokojne, jest kipiącym tyglem, w którym śmierć
radnego Barry’go Fairbrothera narusza kruchą równowagę i puszcza w ruch
dramatyczną reakcję łańcuchową. Kandydaci na wolne miejsce nieomal rzucają się
sobie do gardeł, a stare animozje urastają do rangi krwawych rodowych waśni.
Rowling nie lubi swoich bohaterów, widać to od pierwszych
zdań książki. Jest wobec nich sarkastyczna, złośliwa i boleśnie szczera.
Wywleka na światło dzienne wszystko to, co skrzętnie ukryte za uroczą fasadą
rodzinnego domu, to co czai się za firankami, doniczkami i uprzejmym uśmiechem.
Rozkłada na czynniki pierwsze świętą instytucję rodziny, pokazując to, co w
niej najgorsze: obojętność, nienawiść, codzienne porcje na poły nieuświadomionej nikczemności, jakie serwują
sobie pozornie bliscy ludzie. Piętnuje małostkowość, drobnomieszczańskość
i hipokryzję; słabości, od których nikt nie jest wolny. I robi to doskonale.
Ludzka natura według Rowling nie jest z gruntu zła, jest
raczej mała – nie może wznieść się ponad drobne pokusy, ponad własne wady. To
nie jest Zło, pisane z wielkiej litery, to jest codzienna, drobna podłość,
która odkłada się stopniowo, nawarstwia latami, by wreszcie wybuchnąć i
zniszczyć wszystko na swojej drodze, włącznie z tym, co wciąż jeszcze niewinne
i rokujące nadzieje. Rowling wyraźnie wskazuje, gdzie szukać owej nadziei. Nawet jeśli jest ona wątła i skażona nieszczęściem.
wspaniała recenzja :) "Trafny wybór" leży już na mojej półce i czeka na wakacje :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie :D