sobota, 5 kwietnia 2014

Autor na weekend: J. D. Salinger



Pojawienie się na księgarskim rynku biografii J.D. Salingera jest doskonałą okazją do napisania kilku słów o jego książkach. Zwykle omijam biografie szerokim łukiem, z dwóch powodów: po pierwsze, powątpiewam w ich zawartość, bo fakty, o ile w ogóle są faktami, są zawsze przefiltrowane przez psychikę autora, po drugie natomiast wolę poczytać powieści i wierzyć, że literatura mówi sama za siebie.

A w przypadku Salingera, literatura nie tyle mówi, co krzyczy. Każde opowiadanie, każda książka mówi nam o autorze więcej, niż jakiekolwiek kalendarium życia i twórczości. Salinger wydał niewiele tekstów, w formie książkowej ukazały się trzy zbiory opowiadań oraz najsłynniejszy utwór, powieść Buszujący w zbożu, który cieszy się niechlubną sławą ulubionej powieści psychopatów i seryjnych morderców. Mniej znane w Polsce pozostałe książki to Dziewięć opowiadań, Franny i Zooey orazWyżej podnieście strop, cieśle. Dwie ostatnie oraz część opowiadań z pierwszej to historie siedmiorga rodzeństwa z wymyślonej rodziny Glassów.  W głównych bohaterach można z łatwością odnaleźć ślady samego J.D. Salingera, w tym zwłaszcza jego zainteresowania filozofią wschodu, ślady lektur czy elementy na poły biograficzne.

Kto raz przeczytał Salingera, ten jego styl rozpozna bezbłędnie, niezależnie od tego, czy jest to czysty dialog jak we Franny i Zooey, czy obszerny esej poświęcony zmarłemu bratu narratora. Geniusz Salingera najlepiej widoczny jest w dialogach, w pisaniu których osiągnął absolutne mistrzostwo. Pozornie proste zdania odsłaniają cały wachlarz uczuć, pozwalają nieomal dotknąć duszy bohaterów. To, co banalne i codzienne, działa tu najsilniej, skontrastowane z psychiczną kondycją tego, kto mówi, z otaczającą go sytuacją, z kontekstem rozmowy. Wydaje się, że im krótsze i prostsze opowiadanie, tym dobitniej świadczy o ludzkiej naturze i tym głębiej zapada w pamięć. Są to jednak teksty specyficzne, o pewnym trudnym do uchwycenia nastroju, który nie każdemu może przypaść do gustu. Kto nie zostanie zmiażdżony przez pierwsze opowiadanie z tomu Dziewięć opowiadań, powinien nigdy nie wracać do autora Buszującego w zbożu – za każdym razem będzie równie rozczarowany. Kto jednak raz zakocha się w jego stylu, ten połknie cały niewielki dorobek pisarza i będzie prosił o więcej.

Nie chcę tu pisać o Buszującym w zbożu.  Z dwóch powodów: po pierwsze książka jest doskonale znana, po drugie zaś jest jedną z powieści mojego życia, którą jako nastolatka wielbiłam jak księgę objawioną. Podobno z Buszującego się wyrasta, być może dlatego od bardzo dawna nie sięgałam po tę książkę, bojąc się utracić to niesamowite wspomnienie o niej. Pozostała część dorobku Salingera jest zdecydowanie mniej znana i popularna, a szkoda, ponieważ jest to literatura najwyższych lotów.

Dziewięć opowiadań, pierwszy wydany przez Salingera tom to zbiór krótkich obrazków, niemal epizodycznych, a mimo to niosących ogromny ładunek emocjonalny. Uwagę zwraca przede wszystkim skupienie na detalu, na drobnych, pozornie najzwyklejszych sytuacjach, które odsłaniają prawdziwy temat opowiadania, drugie, o wiele głębsze dno. Salinger jest tu niezwykle uważnym obserwatorem, przygląda się swoim bohaterom, ich rozmowom i drobnym gestom, i za ich pomocą odkrywa przed czytelnikiem ich tajemnice. Część opowiadań łączy wspomniana już rodzina Glassów, kilka pozostaje zupełnie niezwiązana z tym głównym nurtem, styl jednak pozostaje niezmienny. Prostej konstrukcji towarzyszy melodyjny język, czasem melancholijny, czasem odrobinę metaforyczny, ale zawsze piękny. Ten wyraźny styl będzie powracał w każdym kolejnym tekście Salingera.

Franny i Zooey, to dwa znacznie różniące się długością opowiadania, oparte w całości na dialogach. Tytułowi bohaterowie to najmłodsi członkowie rodziny Glassów, ukształtowani w dużej mierze przez starsze rodzeństwo, zwłaszcza zaś najstarszych Seymoura i Buddy’ego, narratora Wyżej podnieście strop, cieśle. Tomik dzieli się na dwie części: Franny oraz Zooey. Jednak podział ten można też przeprowadzić inaczej. Są to właściwie trzy rozmowy: Franny z jej chłopakiem, którego odwiedza na uczelnianym kampusie, następnie Zooey'ego z matką i wreszcie tytułowego rodzeństwa. Każda z tych rozmów odkrywa kolejne piętra: od najwyższego, najprostszego schodzimy coraz niżej, by wreszcie dotrzeć do sedna problemów, z którymi borykają się Franny i Zooey. Wraz z naszą podróżą zmienia się też język. Początkowo jest prosty, codzienny, a kryjące się z nim niebezpieczeństwo czujemy tylko podświadomie. Każda kolejna wypowiedź staje się jednak coraz trudniejsza, coraz bardziej męcząca dla bohaterów, odsłaniająca to, co ukryli w sobie najgłębiej. To książka o poszukiwaniu duchowości, Boga, samego siebie. To jednocześnie dramat rodzeństwa, które od dzieciństwa nasiąkało ideami starszych braci i wykład filozoficzny na temat ludzkiej duchowości. Sam Zooey to wreszcie ostatni opublikowany tekst Salingera i, jak sądzę, w największym stopniu wypełniony jego własnymi przemyśleniami.

Akcja w Wyżej podnieście strop, cieśle, dzieje się przed wydarzeniami z Dziewięciu opowiadań. Tytułowe opowiadanie przypomina Buszującego w zbożu. Jest zabawne, ironiczne, a główny bohater jest nieco starszą i spokojniejszą wersją Holdena Caulfielda. Zmysł obserwacji znowu nie zawodzi Salingera. Swoich bohaterów portretuje z bezlitosną szczerością, bez pardonu wykpiwając ich wady. Pod tą sarkastyczną powierzchnią kryje się jednak zapowiedź czegoś mrocznego, co wpłynie na dalsze losy rodziny Glassów. Jest w tym krótkim tekście pewna nostalgia za tym, co minione, nieuchwytny cień straty, która znajdzie swoje rozwinięcie w drugim tekście zamieszczonym w tym tomiku. Seymor to raczej esej niż opowiadanie, trudny w odbiorze, ponieważ pozbawiony jakiejkolwiek fabuły. Można ten tekst nazwać opisem, listem, epitafium, autobiograficznym wyznaniem  – i każde określenie będzie odkrywało inny sens tego utworu.

Warto dodać, że opowiadania powstawały w różnym czasie, a chronologia ich wydawania nie oddaje kolejności, w której pisał je Salinger. Dla przykładu, Franny powstało w tym samym roku co Wyżej, podnieście strop, cieśle, a Zooey został napisany dopiero dwa lata później. Wyjątkowo równy styl Salingera pozwala zupełnie nie dostrzec różnic czasowych. Trudno byłoby także wskazać, które teksty z Dziewięciu opowiadań powstały przed, a które po Buszującym w zbożu.

Podobno J.D. Salinger miał całą szufladę wypełnioną niepublikowanymi tekstami. Już teraz wiadomo, że zostanie wydana przynajmniej jedna nieznana dotąd powieść. Pozostaje nam tylko czekać i mieć nadzieję, że owa szuflada jest naprawdę przepastna.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz