Pojawienie się na księgarskim rynku biografii J.D. Salingera
jest doskonałą okazją do napisania kilku słów o jego książkach. Zwykle omijam
biografie szerokim łukiem, z dwóch powodów: po pierwsze, powątpiewam w ich
zawartość, bo fakty, o ile w ogóle są faktami, są zawsze przefiltrowane przez psychikę
autora, po drugie natomiast wolę poczytać powieści i wierzyć, że literatura
mówi sama za siebie.
A w przypadku Salingera, literatura nie tyle mówi, co
krzyczy. Każde opowiadanie, każda książka mówi nam o autorze więcej, niż
jakiekolwiek kalendarium życia i twórczości. Salinger wydał niewiele tekstów, w
formie książkowej ukazały się trzy zbiory opowiadań oraz najsłynniejszy utwór,
powieść Buszujący w zbożu, który
cieszy się niechlubną sławą ulubionej powieści psychopatów i seryjnych
morderców. Mniej znane w Polsce pozostałe książki to Dziewięć opowiadań, Franny i
Zooey orazWyżej podnieście strop,
cieśle. Dwie ostatnie oraz część opowiadań z pierwszej to historie
siedmiorga rodzeństwa z wymyślonej rodziny Glassów. W głównych bohaterach można z łatwością
odnaleźć ślady samego J.D. Salingera, w tym zwłaszcza jego zainteresowania
filozofią wschodu, ślady lektur czy elementy na poły biograficzne.
Kto raz przeczytał Salingera, ten jego styl rozpozna
bezbłędnie, niezależnie od tego, czy jest to czysty dialog jak we Franny i Zooey, czy obszerny esej
poświęcony zmarłemu bratu narratora. Geniusz Salingera najlepiej widoczny jest
w dialogach, w pisaniu których osiągnął absolutne mistrzostwo. Pozornie proste
zdania odsłaniają cały wachlarz uczuć, pozwalają nieomal dotknąć duszy
bohaterów. To, co banalne i codzienne, działa tu najsilniej, skontrastowane z
psychiczną kondycją tego, kto mówi, z otaczającą go sytuacją, z kontekstem
rozmowy. Wydaje się, że im krótsze i prostsze opowiadanie, tym dobitniej
świadczy o ludzkiej naturze i tym głębiej zapada w pamięć. Są to jednak teksty specyficzne, o pewnym
trudnym do uchwycenia nastroju, który nie każdemu może przypaść do gustu. Kto
nie zostanie zmiażdżony przez pierwsze opowiadanie z tomu Dziewięć opowiadań, powinien nigdy nie wracać do autora Buszującego w zbożu – za każdym razem
będzie równie rozczarowany. Kto jednak raz zakocha się w jego stylu, ten
połknie cały niewielki dorobek pisarza i będzie prosił o więcej.
Nie chcę tu pisać o Buszującym
w zbożu. Z dwóch powodów: po
pierwsze książka jest doskonale znana, po drugie zaś jest jedną z powieści
mojego życia, którą jako nastolatka wielbiłam jak księgę objawioną. Podobno z Buszującego się wyrasta, być może
dlatego od bardzo dawna nie sięgałam po tę książkę, bojąc się utracić to
niesamowite wspomnienie o niej. Pozostała część dorobku Salingera jest
zdecydowanie mniej znana i popularna, a szkoda, ponieważ jest to literatura
najwyższych lotów.
Dziewięć opowiadań,
pierwszy wydany przez Salingera tom to zbiór krótkich obrazków, niemal
epizodycznych, a mimo to niosących ogromny ładunek emocjonalny. Uwagę zwraca
przede wszystkim skupienie na detalu, na drobnych, pozornie najzwyklejszych sytuacjach,
które odsłaniają prawdziwy temat opowiadania, drugie, o wiele głębsze dno.
Salinger jest tu niezwykle uważnym obserwatorem, przygląda się swoim bohaterom,
ich rozmowom i drobnym gestom, i za ich pomocą odkrywa przed czytelnikiem ich
tajemnice. Część opowiadań łączy wspomniana już rodzina Glassów, kilka
pozostaje zupełnie niezwiązana z tym głównym nurtem, styl jednak pozostaje
niezmienny. Prostej konstrukcji towarzyszy melodyjny język, czasem melancholijny, czasem
odrobinę metaforyczny, ale zawsze piękny. Ten wyraźny styl będzie powracał w
każdym kolejnym tekście Salingera.
Franny i Zooey, to
dwa znacznie różniące się długością opowiadania, oparte w całości na dialogach.
Tytułowi bohaterowie to najmłodsi członkowie rodziny Glassów, ukształtowani w
dużej mierze przez starsze rodzeństwo, zwłaszcza zaś najstarszych Seymoura i
Buddy’ego, narratora Wyżej podnieście
strop, cieśle. Tomik dzieli się na dwie części: Franny oraz Zooey. Jednak
podział ten można też przeprowadzić inaczej. Są to właściwie trzy rozmowy:
Franny z jej chłopakiem, którego odwiedza na uczelnianym kampusie, następnie
Zooey'ego z matką i wreszcie tytułowego rodzeństwa. Każda z tych rozmów odkrywa
kolejne piętra: od najwyższego, najprostszego schodzimy coraz niżej, by
wreszcie dotrzeć do sedna problemów, z którymi borykają się Franny i Zooey.
Wraz z naszą podróżą zmienia się też język. Początkowo jest prosty, codzienny,
a kryjące się z nim niebezpieczeństwo czujemy tylko podświadomie. Każda kolejna
wypowiedź staje się jednak coraz trudniejsza, coraz bardziej męcząca dla
bohaterów, odsłaniająca to, co ukryli w sobie najgłębiej. To książka o
poszukiwaniu duchowości, Boga, samego siebie. To jednocześnie dramat
rodzeństwa, które od dzieciństwa nasiąkało ideami starszych braci i wykład
filozoficzny na temat ludzkiej duchowości. Sam Zooey to wreszcie ostatni opublikowany
tekst Salingera i, jak sądzę, w największym stopniu wypełniony jego własnymi
przemyśleniami.
Akcja w Wyżej
podnieście strop, cieśle, dzieje się przed wydarzeniami z Dziewięciu opowiadań. Tytułowe
opowiadanie przypomina Buszującego w zbożu.
Jest zabawne, ironiczne, a główny bohater jest nieco starszą i spokojniejszą wersją
Holdena Caulfielda. Zmysł obserwacji znowu nie zawodzi Salingera. Swoich
bohaterów portretuje z bezlitosną szczerością, bez pardonu wykpiwając ich wady.
Pod tą sarkastyczną powierzchnią kryje się jednak zapowiedź czegoś mrocznego,
co wpłynie na dalsze losy rodziny Glassów. Jest w tym krótkim tekście pewna
nostalgia za tym, co minione, nieuchwytny cień straty, która znajdzie swoje
rozwinięcie w drugim tekście zamieszczonym w tym tomiku. Seymor to raczej esej niż opowiadanie, trudny w odbiorze, ponieważ
pozbawiony jakiejkolwiek fabuły. Można ten tekst nazwać opisem, listem,
epitafium, autobiograficznym wyznaniem –
i każde określenie będzie odkrywało inny sens tego utworu.
Warto dodać, że opowiadania powstawały w różnym czasie, a
chronologia ich wydawania nie oddaje kolejności, w której pisał je Salinger.
Dla przykładu, Franny powstało w tym
samym roku co Wyżej, podnieście strop,
cieśle, a Zooey został napisany
dopiero dwa lata później. Wyjątkowo równy styl Salingera pozwala zupełnie nie
dostrzec różnic czasowych. Trudno byłoby także wskazać, które teksty z Dziewięciu opowiadań powstały przed, a
które po Buszującym w zbożu.
Podobno J.D. Salinger miał całą szufladę wypełnioną
niepublikowanymi tekstami. Już teraz wiadomo, że zostanie wydana przynajmniej
jedna nieznana dotąd powieść. Pozostaje nam tylko czekać i mieć nadzieję, że
owa szuflada jest naprawdę przepastna.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz