Nowa Fundlandia to w powieści Micheala Crummeya nie tylko
kraj odległy i zimny, ale przede wszystkim istniejący poza czasem, odcięty od
reszty świata. Jako żywo przypomina Macondo ze Stu lat samotności, a o tym, że jesteśmy w Kanadzie przypomina chwilami
jedynie wszechobecny odór ryb oraz lód. Podobnie jak w Macondo, także i w
Paradise Deep żywi i martwi żyją obok siebie, ludzie nękani są klątwami, a z
kurzajek może wyleczyć lokalna wiedźma za pomocą pustej filiżanki. Ale kostium
realizmu magicznego to nie jedyne, co łączy Crummeya i Marqueza. W powieściach
obu tych pisarzy widać przekonanie, że
losy jednostki są zawsze drobną częścią życia społeczności, że wobec historii
jesteśmy jedynie epizodami, smutnymi, wzruszającymi, wspaniałymi, ale jednak
epizodami. Lata przemijają na kartach tych książek, a bohaterowie nie pozwalają
nam się do siebie przyzwyczaić, starzejąc się i odchodząc w przeszłość. Wszyscy
są w pewnym sensie niewolnikami: losu, ziemi, na której przyszło im żyć,
własnych namiętności. I niezgoda i opór czytelnika nie są w stanie zmienić ich
przeznaczenia i błędnych decyzji. Dostatek jest w porównaniu do
nostalgicznych Stu lat samotności
dużo boleśniej realistyczny, pełen śmierci i nieszczęść, którym muszą stawiać
czoło mieszkańcy tej niegościnnej krainy, i które wreszcie sami na siebie
sprowadzają, stając się równie okrutni, jak otaczająca ich natura.
Crummey przyznaje wprost, że Marquez jest jego wielką
inspiracją, jednak, pożyczając styl opowiadania od południowoamerykańskiego
mistrza realizmu magicznego, tworzy swój własny, niepowtarzalny i sugestywny
świat. Jego powieść przypomina raczej okrutną sagę niż na poły mityczną opowieść
o nieistniejącym już świecie. Zmieniają się czasy, mijają kolejne pokolenia, a
ludzie wciąż popełniają te same błędy. Czas zatacza koło, i mimo doskonałej
fabularnej klamry, jaka spina historię kilku rodzin, mamy pewność, że poza
naszym dostępem opowieść płynie dalej, powtarzając wciąż na nowo te same
schematy i zamykając w sobie kolejne klamry, kolejne historie o nieszczęśliwych
miłościach, poświęceniu, rozpaczy, pożądaniu i nienawiści. Ludzie nie zmieniają
się nigdy, a ich życie to nieustająca oscylacja od lat chudych po tytułowy
dostatek, kiedy przez chwilę los staje po ich stronie.
Okładka oznajmia, że Dostatek
to mariaż Marqueza i Faulknera. Wpływy obu pisarzy są tu widoczne aż nadto,
choć Crummey ani przez chwilę nie osiąga ich niedoścignionej doskonałości. Mimo
to, Dostatek jest doskonałą lekturą,
bez wątpienia jedną z lepszych książek ostatnich miesięcy, monumentalną
opowieścią o niedostępnej krainie i jej mieszkańcach.
Bardzo, bardzo mi się podobała ta książka. Tak bardzo, że aż nie umiałam jej zrecenzować :P
OdpowiedzUsuńTak, wiem, co masz na myśli, trudno jest ją "uchwycić", bo z jakiekolwiek strony nie spróbujesz o niej napisać, masz wrażenie, że odzierasz ją z pewnych aspektów.
OdpowiedzUsuń