poniedziałek, 9 czerwca 2014

Julian Barnes, Papuga Flauberta


Czytelniczy świat oszalał ostatnio na punkcie nowej książki Juliana Barnesa. Pochwały i zachwyty napływają z każdej niemal strony. W oczekiwaniu na możliwość przeczytania tego fenomenu ostatnich tygodni, postanowiłam zrozumieć, o co właściwie chodzi z tym Barnesem i sięgnęłam po Papugę Flauberta. I nie tylko już wiem, o co chodzi, ale wręcz nerwowo obgryzam paznokcie w oczekiwaniu na Coś do oclenia.

Papuga Flauberta ma dwóch, równoważnych bohaterów: Gustawa Flauberta oraz piszącego jego biografię wielbiciela, Geoffreya Braithwaite’a. Opowieść o Flaubercie miesza się z historią jego biografa, losy jednego i drugiego splatają się w niezwykłą opowieść o poszukiwaniu prawdy o drugim człowieku, o pasji, o frankofili i miłości do literatury. Gotowa książka przestaje być ważna, liczy się proces poszukiwania, opowiadania i interpretowania. Braithwaite prowadzi badania, sporządza notatki, listy, słowniczek postaci, nazw i wyrażeń. I za każdym razem natrafia na ten sam problem: jak można w ogóle pojąć, objąć rozumiem życie drugiego człowieka? Czyja relacja najbliższa jest prawdy: przyjaciela, kochanki, samego Flauberta z jego skłonnością do mityzowania własnej osoby? Z opowieści Braithwaite’a wyłania się wielowymiarowy obraz, często wewnętrznie sprzeczny, jakby nie dało się nigdy stwierdzić obiektywnej prawdy o drugim człowieku, niezależnie od tego, czy mówi się o ukochanym pisarzu, własnej żonie czy o samym sobie.

Osoba Flauberta staje się równie niepewna jak status tytułowej papugi – wypchanego ptaka, należącego do autora Pani Bovary, który pokazywany jest jednocześnie w dwóch różnych muzeach. Braithwaite próbuje ustalić, która papuga jest prawdziwa, ale jest to zadanie z góry skazane na porażkę. Mnożą się dowody i wypchane ptaki, ale prawda pozostaje nieuchwytna. I dokładnie tak samo przebiega pisanie biografii. Istnieje wielu Flaubertów – pisarz, kochanek, schorowany mizantrop, Flaubert, którego można kochać i którego można nienawidzić. I wszyscy są równie prawdziwi i nieprawdziwi jednocześnie.

Barnes ma wspaniały, lekki styl, zabarwiony subtelną ironią i niepoprawnym humorem. Główna myśl jego powieści wyłania się stopniowo, jakby Barnes odkrywał ją razem ze swoim bohaterem. Obie historie – Flauberta i Braithwaite'a – są równie ciekawe, frapujące, podane z urokiem i odrobiną goryczy, od której żadne życie nie może być całkowicie wolne.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz