środa, 2 lipca 2014

Magdalena Rittenhouse, Nowy Jork



Zwykłe przewodniki są passe. Czytelnicy i podróżnicy pragną czegoś więcej niż spisu budynków i mapki z zaznaczoną najbardziej ekonomiczną trasą. Zwiedzanie staje się wędrówką, a zaliczenie kolejnych podpunktów na liście zabytków musi ustąpić mniej lub bardziej spontanicznemu zagubieniu się w obcej przestrzeni.

Nowy Jork Magdaleny Rittenhouse, ukazujący się w ramach doskonałej „Serii Amerykańskiej” wydawnictwa Czarne, jest taką właśnie próbą zagubienia się w najsłynniejszym mieście obu Ameryk, czymś pomiędzy książką historyczną, przewodnikiem a reportażem. Składa się z trzech części, w których kolejno opisywane są historie najbardziej rozpoznawalnych punktów miasta. Mamy więc dramatyczną historię powstania Mostu Brooklińskiego, nieprawdopodobny zamysł stworzenia Central Parku, dzieje New York Timesa, czy wreszcie wciąż aktualny spór o meczet w okolicach zburzonych Twin Towers.

Książka jest rzetelnie opracowana, podparta badaniami historycznymi i bibliografią, i sprawnie napisana. Fakty przeplatają się z osobistymi uwagami autorki, z opowieścią o jej prywatnym odkrywaniu miasta, a wszystko układa się w przemyślaną konstrukcję. A jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czegoś w tej opowieści brakuje, jakiejś iskry, która ożywiłaby wyłaniający się z kart Nowy Jork. Miasto w ujęciu Rittenhouse jest milczące, jak statyczna pocztówka, a autorka nie potrafi sprawić, by przemówiło. Pisze o tętniącym życiem tyglu, o pędzie, który każe iść wciąż naprzód, o energii, dzięki której miasto, mimo upadków i katastrof wciąż pnie się w górę, coraz wyżej i wyżej. Ale tę energię czuć w jej opowieści niezwykle rzadko.

Paradoksalnie, Rittenhouse wypada najlepiej, kiedy traci z oczu swój cel, kiedy rezygnuje z relacjonowania, czy to faktów, czy własnych przemyśleń, i daje się ponieść słowom i często niejednoznacznym uczuciom, jakie żywi w stosunku do Nowego Jorku. Fascynację miastem widać zwłaszcza wtedy, gdy wyłania się z tekstu nie bezpośrednio, ale jakby przy okazji, jako skutek uboczny narracji. W takich, niestety nielicznych fragmentach można się otrzeć o zrozumienie, na czym polega fenomen Nowego Jorku. Książka Rittenhouse sprawdzi się zatem jako rozbudowany przewodnik z licznymi anegdotami i ciekawostkami. Nowy Jork jednak moim zdaniem zasługuje na coś więcej.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz