Nie czytajcie tej książki na urlopie. Ani przed urlopem, ani
tuż po. Nie w czasie świąt, urodzin, nie wtedy, kiedy czujecie się świetnie,
ani wtedy, kiedy nic nie układa się tak, jakbyście chcieli. Na taką książkę
właściwie nie ma dobrego czasu.
Są reportaże, po których nie można spać w nocy. Których nie
czyta się dla przyjemności, a mimo to nie można się od nich oderwać. Jutro przypłynie królowa to reportaż
aspirujący do tego typu książek. Nie epatuje złem, nie pokazuje rozszarpanych
ciał, ale jasno i wyraźnie mówi, że w ludziach z natury jest raczej więcej zła,
niż dobra, a każdy raj można wypaczyć, zniszczyć i zamienić w piekło na ziemi.
Pamiętam, jak dawno temu, jako dziecko, oglądałam Bunt na Bounty z Melem Gibsonem. I byłam
absolutnie zafascynowana niewiarygodnym faktem, że potomkowie dzielnych
buntowników wciąż żyją na bezludnej wyspie, na której wylądowali po wsadzeniu
kapitana do szalupy ratunkowej. Ta romantyczna wizja kompletnie mnie uwiodła:
po walce z sadystycznym prześladowcą uciekli do raju, w którym założyli własne
państewko, wolne od jakiejkolwiek kontroli, z dala od świata i jego zepsucia,
wydarli światu kawałek tylko dla siebie.
I najwyraźniej powiodło im się, bo na Pitcairn wciąż żyją ich dzieci.
Jutro przypłynie
królowa rozbija tę wizję, pokazując, że zamknięta, odizolowana społeczność
zamienia się w więzienie, w którym ludzie stają się dla siebie nawzajem katami.
Na wyspie, na której wspólnota jest podstawą przetrwania, zasada „jesteś z nami
lub przeciwko nam” staje się przerażająco dosłowna. Zbrodnie natomiast uchodzą
płazem, bo zbrodniarze są najważniejszym ogniwem społeczności, bez którego inni
nie będą w stanie przetrwać. Okrucieństwo staje się codziennością, a
patriarchalizm przyjmuje skrajną formę, w której kobiety przestają nawet być
ludźmi, stają się częścią inwentarza, przedmiotem do użytku w razie nudy.
W którejś recenzji padło pytanie, po co Wasilewski napisał
tę książkę. Dlaczego wybrał ląd, o którym w naszym kraju wielu czytelników zapewne
w ogóle nie słyszało. Temat, jeśli się go już odkryje, jest pozornie łatwy, kto
bowiem nie będzie porażony okrucieństwem mieszkańców Pitcairn? To nie jest
książka wybitna, a w czasie lektury może nieco przeszkadzać jej chaotyczny układ i zbyt widoczne chwyty, które mają w czytelniku wywołać konkretne odczucie.
Trzeba jednak Wasilewskiemu oddać sprawiedliwość: dotarł do bohaterów, namówił
zamkniętą, wrogą wobec dziennikarzy społeczność do mówienia i napisał bardzo sprawny
reportaż. Po co go pisał? Być może po to, by kolejny raz przypomnieć, że ludzie
w pewnych warunkach stają się potworami. A może po to, by nauczyć nas patrzeć
krytycznie na foldery reklamujące ziemskie raje.
Fakt, lektura daje do myślenia i nie pozwala łatwo o sobie zapomnieć...
OdpowiedzUsuńInna rzecz, że Wasilewski miał potężną reklamę w mediach, ciekawe, jak książka zostałaby odebrana bez tego całego hype'u.
OdpowiedzUsuń